?

Moje zdjęcie
Jak pewnie ktoś już zauważył jestem pro ana, czyli jestem za anoreksją. Założyłam tego bloga właściwie bez powodu, może chciałabym po prostu podzielić się z kimś moim dążeniem do tej potwornej choroby...

wtorek, 24 sierpnia 2010

Rozdział 12.

Witam ponownie po wakacjach!
Jeśli ktoś dobrze znosił ten upał to jest świr.
Albo mieszka na jakiejś Antarktydzie ;)
Nie pisałam nic ale teraz mam z pięć rozdziałów+nowe tajemnice
A teraz do rzeczy. Zapraszam na nowy,
12 rozdział czyli porzegnania i powitania.
Miłego czytania życzę równie mocno co zostawiania komentarzy
tam na samym spodzie.
______________________________________________

,,Odświerzony'' Bill wyszedł z całą ekipą na ostatnie francuskie śniadanie. Jego myśli wciąż biegały wokół wydarzenia, sprzed około dwuch lat, o którym starał się zapomnieć.
-Gdzie ty się wczoraj podziewałeś braciszku?-zaczepił go Tom
-Tu i tam-odparł zamyślony
-To świetnie
Czwórka zasiadła przy stoliku wraz z menadżerem. Wydawało mu się że po drugiej stronie sali widzi znajomą twarz. Odwrócił wzrok. Do stolika podeszła kelnerka z talerzami. Kątem oka widział jak Tom oceniał ją wzrokiem. Zaczął obserwować drzwi. Długie czarne włosy zniknęły za zamkniętymi drzwiami. Podniusł się
-Zaraz wracam-wybąkał odchodząc od stołu. Zaraz potem znalazł się na korytarzu.
-Zaczekaj-krzyknął za postacią znikającą za zakrętem. Dziewczyna odwróciła się. Na twarzy przemknął cień uśmiechu.
-Och. To ty Bill...
-Yyy...ten no...-zaczął się jąkać-chciałem się porzegnać...
Boże jak ja się zachowuję, pomyślał
-Cześć-uśmiechnęła się lekko.-Miło było cię poznać-powiedziała i wcisnęła mu kawałek papieru do ręki.-Użyj tego tylko w nagłych wypadkach-dodała i odeszła machając do niego

***
-Nareszcie. Wiesz, że ta dziewczyna zaraz nas z nerwów pozabija?Mamy szczęście, że pozwolili nam dziś lecieć. Połowa lotów jest odwołana. W całym kraju śnieżyce a ty tak po prostu chcesz się spóźnić na samolot?-bliźniaczka zaczerpnęła powietrza i zamknęła drzwi.-Na lotnisko proszę.-warknęła do kierowcy.
-Przepraszam.
-Przepraszam nie wystarczy. Zresztą daj sobie spokuj już jesteśmy martwe. Och...Jutro początek trasy...-westchnęła i zamilkła
-Wiesz o co jej chodzi? Z jakiegoś powodu kazała nam tak szybko się zjawić...
-A czego się spodziewasz po Camille? Jak zwykle małe kociaki. Phoenix jest u babci?
-Tak. Mieli zwiedzać ale przy takiej pogodzie to nie możliwe...-wysiadła z samochodu i ruszyła za siostrą w stronę budynku lotniska. Nicole podała bilet pracownikowi stojącemu przy drzwiach. Mężczyzna stojący po drugiej stronie zaczął je prowadzić.

***
W samolocie panowała idealna cisza. Caroline czuła mocny ucisk w piersi. Oddychała płytko.
Bill. Jej myśli ciągle kotłowały się wokół chłopaka, tego jak na nią patrzył. Ciągle patrzył.
Powodował, że od kilku lat zamarźnięte serce się roztapiało a mury które stawiała szybko upadały. Wyżywała się na jego bracie żeby bronić te mury. Ale przez to czuła tą pustkę w piersiach. Najbardziej ją przerażało to, że była zdolna wyjawić mu więcej tajemnic niż własnej siostrze. I po co ja dawałam mu ten numer. Teraz nie będzie nic robił tylko do mnie dzwonił!!!
-Caro! Obudź się, już jesteśmy.-siostra machała jej dłonią przed oczami. Zamrugała kilka razy i wstała
-Zamyśliłam się-mruknęła usprawiedliwiając się. Osłoniła głowę kapturem i wbiegła do małego budynku odbierając bagarze. Przy drzwiach czekała na nich stara poobdzierana taksówka. Starszy pan za kierownicą od razu ruszył w stronę ,,posiadłości'' państwa Damier. A dokładniej kierował się do jednego z wielu odrapanych domów w okolicy. Zatrzymali się przed domem nie pamiętającym już jak to jest być świerzo pomalowanym. Był raczej odrapany z farby.
Bliźniaczki lekkim krokiem weszły na podwórko niosąc ciężkie torby pełne pomiętych ubrań.
Zastukały kołatką która też pamiętała lepsze czasy. Drzwi natychmiast się otworzyły. W środku budynek wyglądał o wiele lepiej.
-Nareszcie jesteście. Kończyły mi się usprawiedliwienia dla was.
-Gdzie ta ,,niespodzianka''?-powiedziała szeptem Nicole. Młodsza z bliźniaczek Damier skinęła na górę.
Tylko nie to!
Bliźniaczki w tym samym momencie o mało co nie zwróciły na światło dzienne skąpego śniadania. Weszły pośpiesznie po skrzypiących schodach.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz